wtorek, 6 maja 2014

VII

Nadeszła noc, ale za oknem było jasno od różnobarwnych świateł. Wyszłabym gdzieś. Nie jestem typem domatora. Potrzebuję wolnej przestrzeni. Takiej, gdzie będę mogła pobiegać, pokrzyczeć i wyżyć się za wszystko, co się zdarzyło. Mam w przed oczami brata. Siedział w tym samym miejscu o tej samej porze. Był taki dzielny, a jednak... To nie wystarczyło aby wygrać. Noc wypacza ludzkie myśli. Moje w tym momencie sięgają szczytu. To było tak dawno, a ja mimo wszystko nadal nie zapomniałam.
To chyba już czas. Nie chcę rano wyglądać jak zombiee, więc chyba w końcu się umyję i położę spać. Wchodzę do jasno oświetlonej łazienki i natychmiast zrzucam z siebie całe ubranie. Nienawidzę tych kapitolońskich, innowatorskich urządzeń (choć zdaje się, że dla nich jest to codzienność). Zamknęłam za sobą drzwiczki kabiny prysznicowej i zaczęłam zastanawiać się, co nacisnąć, żeby nie obarczać mojego dystryktu wydatkami na naprawę drogiego sprzętu.
-Klik. - dotknęłam lekko małego, żółtego kółeczka, na którym widniał napis: "aksamitna rozkosz". Brzmi nieźle, więc kto wie...
I faktycznie. Aksamitna rozkosz pozwoliła mi odprężyć się, mimo że nie leżałam podczas tego zabiegu w wannie pełnej płatków róż, czy  jakiegoś innego badziewia, którym mieszkańcy tego kretyńskiego miasta lubią, jak to mówią, "umilać" sobie życie.
-Puk puk! - rozległo się stukanie do drzwi. Pospiesznie nałożyłam na siebie miękki, letni szlafrok i poszłam otworzyć.
-Nie przeszkadzam? - zapytał Terry, który właśnie zaszczycił mnie swoja obecnością.
-Nie, wejdź. - zaprosiłam go, gdyż nie chciałam być niemiła. Prawdę mówiąc, jego obecność była mi w tym momencie bardzo nie na rękę.
-Chciałem pogadać. - zagadnął szybko.
-Nie powiem, że wybrałeś sobie najlepszy moment. - odparłam z przekąsem. Chłopak zaczerwienił się, widząc, że odpowiadam raczej mało sympatycznie.
-Co tam słychać? - spróbował z tej strony, ale zaczął irytować mnie do tego stopnia, że nie mogłam wytrzymać ani chwili dłużej.
-Terry! - burknęłam. - Jeśli jest to jakiś ważny powód, to po prostu wal prosto z mostu. A jeśli przyszedłeś zapytać o moje samopoczucie, to wszystko ok. Dziękuje za troskę i życzę dobrej nocy! - prawie krzyknęłam. Ostatnio nie umiem utrzymać swoich nerwów na wodzy. Wszystko mnie drażni i doprowadza do takich wybuchów jak teraz.
-Nie, czekaj! - przestraszył się chłopak. - Przychodzę, bo jutro zaczynają się nasze wspólne sesje treningowe.
-Ale z ciebie mądrala. - odparłam ironicznie. - I co w związku z tym?
-Pomyślałem sobie, że na pewno będziesz chciała sojuszu z dwójką. - rzekł. - Tak jak to robią nasi trybuci co roku. - zastanowiłam się przez chwilę. Faktycznie... Może i byłoby to dobrą opcja, ale z drugiej strony nie wiem, czy wolę szybką śmierć z zaskoczenia, czy wykrwawianie się powoli z woli byłego sojusznika.
-Tak. - powiedziałam w końcu. - Chcę z nimi sojuszu. Lepsze to niż nic. A nóż po koniec spodobam się jakimś sponsorom i zorganizują jakąś dobrą pomoc.
-Tego się obawiałem. - wypuścił z płuc całe powietrze jakie dotąd w stresie w nich przechowywał.  - Nie możesz zawiązać sojuszu.
-Chyba nie do końca rozumiem twój tok myślenia. - skwitowałam krótko. - Przecież bez sojuszu nie wyżyjemy tam ani godziny. Pozbędą się nas już na samym początku. A ja chcę się chwilę pobawić, żeby nie odchodzić pierwsza jak te mięczaki z zewnętrznych dystryktów i...
-Nie, Hope. - przerwał mi mój piękny i przemyślany monolog. - Uwierz, że w zaistniałej sytuacji, to nie będzie najlepsze wyjście. A Peter...
-Stop! - krzyknęłam - Stop! Stop! Stop! Powoli... Jakiej sytuacji? - nie wiedziałam o co chodzi. Czułam się kompletnie zdezorientowana. Czy coś o czym nie wiem mnie ominęło?
-Nie mogę ci powiedzieć. Wybacz. - spuścił wzrok.
-Więc po co zaczynasz?! - wkurzyłam się nie na żarty. - Najpierw wchodzisz do mnie jak gdyby nigdy nic i przerywasz mi prysznic, który zalicza się do tych nielicznych czynności, za które kocham życie. Następnie zadajesz głupie pytania, na które kompletnie nie mam ochoty, a później przechodzisz w końcu do sedna sprawy, co mogłoby okazać się w porządku, ale na końcu dowalasz z jakąś tajemnicą o "zaistniałych sytuacjach" zupełnie mi nie znanych i na dodatek nie chcesz udzielić mi konkretnych informacji.
-Ale... - próbował się tłumaczyć, ale nie miałam ochoty dopuszczać go do głosu. Nie chciałam, żeby jeszcze kiedykolwiek się do mnie odzywał.
-Skończ! - przerwałam mu i podeszłam do drzwi. - Jeśli to wszystko i mamy rozmawiać o czymś, o czym nie mam bladego pojęcia, to nasze spotkanie możesz uważać za zakończone. - pociągnęłam klamkę i wskazałam ręką wyjście. - A teraz żegnam. Dobrej nocy. - dodałam z udawaną, ironiczną uprzejmością.
Terry zawahał się chwilę, po czym wstał i opuścił mój pokój. Zamknęłam drzwi i, nie czekając ani chwili, wróciłam do łazienki.
Dalsza część kąpieli trwała krótko i zdecydowanie mniej relaksująco. Nic nie może ukoić moich nerwów i powstrzymać myśli, które bez potrzeby zatruł przed chwilą ten kretyn. Nienawidzę takich ludzi. Ludzi, którzy robią problemy tam, gdzie ich nie ma. A Terry w dodatku coś kombinuje. Jeszcze nie wiem co, ale przysięgam, że się dowiem. I lepiej dla mnie, żeby stało się to jak najszybciej.
Zgasiłam światło i weszłam do sypialni. Nakryłam się cienką, letnia kołdrą i ułożyłam głowę na miękkich poduszkach. Nie chciałam myśleć już dzisiaj o niczym. Kolejny dzień zapowiadał się bardzo pracowity, więc zamknęłam oczy i szybko zasnęłam.

***

Upadam. Nie wiem co się ze mną dzieje i na jakiś czas tracę poczucie świadomości. Powoli wracam do świata. Wstaję i chwieję się lekko. Upadek całkiem obnażył moje ciało z równowagi. Troi mi się przed oczyma. Rozglądam się. Widzę zielony las i majaczące w oddali kolorowe budynki Kapitolu. Z jakiejś niewyjaśnionej przyczyny odczuwam wielką potrzebę udania się w to miejsce. 
Nie czuję się bezpiecznie. W koło rozbrzmiewają niepokojące wrzaski i krzyki. Błaganie o pomoc. Nie jestem w stanie tam iść. Nie chcę się narażać. Przed sobą zauważam ostry nóż. Zaciskam rękę na jego uchwycie i stawiam coraz szybsze, ale nadal chwiejne kroki. Posuwam się do przodu. Jest już całkiem dobrze, kiedy nagle obok mnie coś szybko przebiega. Odwracam się i automatycznie zapominam o utracie równowagi. Podnoszę rękę z bronią wyżej. Chcę być przygotowana na ewentualny atak. 
Świst strzały rozlega się nieopodal od mojego ucha. Przekręcam głowę w prawo. Nic tam nie ma. Podnoszę wzrok do góry. Dopiero teraz widzę napastnika. Jest to młoda dziewczyna. Najwyżej siedemnastoletnia. Znam ją. Ma gruby, brązowy warkocz, opadający jej na ramię i charakterystyczne dla niegdysiejszego dwunastego dystryktu. 
-Katniss? - wołam głośno. - Katniss Everdeen? 
Nie odpowiada. Ale ja jestem pewna, że się nie pomyliłam. Wyciągam przed siebie rękę, wysuwam nogę, ale w rzeczywistości nie poruszam się. Zostałam zablokowana przez jakąś niewidzialną siłę. Mogę tylko stać i patrzeć. 
Zeskakuje. Poprawia łuk, przewieszony przez plecy i płynnym krokiem sunie prosto ku mnie. Pewnie i groźnie. Zdejmuje broń z pleców, wyjmuje strzałę i napina. Celuje. Celuje... Prosto we mnie! 
Chce się ruszyć, krzyczeć, uciekać, robić uniki, ale nie mogę. Powoli otwiera usta.
-Kiedyś się jeszcze spotkamy, Hope... - kończy i z kamienną twarzą wypuszcza strzałę, która godzi mnie prosto w serce.

***

Automatycznie otwieram oczy. Rozglądam się do koła i nie zauważam ani śladu lasu. Krajobraz zniknął a zamiast niego pojawił się typowy kapitoloński pokój dla trybutów z Ośrodka Szkoleniowego. Staram się oddychać głęboko, ale w głowie nadal dźwięczą mi słowa "Kiedyś się jeszcze spotkamy, Hope". O co chodzi? Czy to tylko wytwór mojej chorej wyobraźni? A może legendarna Katniss zza światów chce przekazać mi jakąś wiadomość. Prawdopodobnie o rychłej śmierci na arenie? Nie mam pojęcia. Zamykam ponownie oczy a sen przychodzi jeszcze szybciej niż poprzednio. Tym razem inny, lepszy.

3 komentarze:

  1. Witaj!

    W imieniu swoim i całej Załogi Ocenialni(www.Shiibuya.blogspot.com) z przyjemnością zapraszam Cię w nasze skromne progi. Chcesz uzyskać obiektywną opinię na temat swojego bloga? Jesteś ciekawy, co możesz poprawić, edytować, ulepszyć? Zastanawiasz się nad jakością Twych postów? Pragniesz, by ktoś zdiagnozował Twoją poprawność? Chcesz rozwijać się i tym samym sprawić, by inni chętniej odwiedzali Twoją stronę?
    Nasi Oceniający pomogą Ci rozwiać wszelkie wątpliwości, zanalizują treść, wyłapią słowne potyczki, przyjrzą się dokładnie Twojemu szablonowi i ramkom, doradzą Ci, jaki napis na belce będzie odpowiedni, postarają się zrozumieć adres i przesłanie bloga. Jesteś na to gotowy? Wspaniale! Nie czekaj i zgłoś się, jesteśmy tu dla Ciebie!

    Jeśli chciałbyś/chciałabyś dołączyć do naszej Załogi, serdecznie zapraszam do zakładki "Rekrutacja", ponieważ nabór jest aktualnie otwarty.

    PS Przepraszam za spam. Wiem, jak bardzo potrafi on człowieka zirytować, ale myślę, że rozumiesz, iż czasem bez niego nie da się przekazać innym usług Ocenialni. Jeśli uważasz to za stosowne, skasuj komentarz zaraz po przeczytaniu.

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. DLACZEGO. TU. NIE. MA. AKAPITÓW?
    JA. CHCĘ. AKAPITY. TU. I. TERAZ.

    http://strazniczka-rohanu.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Na ruinach Stanów Zjednoczonych powstało państwo o nazwie Panem, w którym panował porządek i harmonia. Wszyscy mieszkańcy żyli w spokoju i beztrosce, nie martwiąc się o przyszłość...
    Błąd.
    Myśleliście, że to koniec brutalnej walki? Ha.
    Walka dopiero się rozpoczyna.
    Pewne dwie dziewczyny, obie odważne, ambitne i silne, muszą sobie nawzajem stawić czoła. Czy będzie to walka dobra ze złem? Czy nastoletnia Michelle, słynna Córka Kosogłosa, zdoła opanować piekło, które rozpętała niejaka White?
    Pamiętajcie, w Panem nie można ufać nikomu. Jesteście zdani tylko na siebie.

    http://maybe-one-day-world-will-be-different.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń